Bullshit from a first synthesis



Na razie kompletnie bez pomysłu na następny post przeleguję i przepalam kolejne dni, a to przepłuczka, a to to, a to ganja, a to trzeźwość, papieros za papierosem, bardzo skromnie generalnie. Przygotowuję się do terapii antydepresyjnej kombinowanej: maksymalna dawka moklobemidu 600mg/d, którą stosuję od kilku msc, średnia selegiliny 5mg/d (stosuję od ok. miesiąca, wcześniej 2,5mg/d) - może będzie można bez uboków dociągnąć do wysokiej 10mg/d SL, ale nie mam benzo jakby trzeba było się ratować, no i... strasznie śmierdzę po sele. Proszę miłego Państwa, trzecim elementem złotego Graala wśród combosów będzie - pirybedyl... wielka niewiadoma przede mną. Jak zwykle w takich okolicznościach jaram się, może odkryję coś zupełnie niezgorszego, ciekawą dopaminową zabawkę nie tylko dla Parkinsonowców, która w przeciwieństwie do SSRI nie wytłumia emocji i daje motywację, przynajmniej na tygodnie, trzeba robić przerwy, agonizm D2 i D3 w moim przypadku,w przypadku schizofrenii brzmi kuriozalnie, pytanie jaka jest specyfika tego agonizmu, mogę wcale nie ucierpieć, to wiem. A obniżenie prolaktyny przez wspomniany agonizm - przydałoby się - ledwo pamiętam kiedy ostatni raz miałam miesiączkę.
Moje funkcjonowanie na selegilinie otoczenie przyjęło bardzo ciepło, określiło, że jest to najlepsze trybienie od lat, mimo, że musiałam się z nią początkowo trochę namęczyć. Jest o co walczyć. Jest o co? Nie wiem. W każdym razie wielkie Pozdro.


Komentarze