Zmiana fazy, czyli z kryształowej góry osunięcie się jak najbliżej ideału 'bezstanu'.

 

(Niemoje)

To jeszcze nie raport o ketaminie. To samopomoc.


Zwyczajnie...


Nie wstałam dzisiaj, ba, spałam chyba 18h, niewiele się budziłam. Moje przepocone od leków ciało wietrzył wiatraczek, który owiewa mi również rośliny. 

Budziłam się jak zwykle z zabijającą potrzebą zapalenia papierosa, a że palę w łóżku to boję się opioidów i GABA.

Dziur w pościeli napaliłam dziesiątki ale nie boję się dopóty, dopóki nie odpadnę po maku... po nim szkody są największe. Dodatkowo nie pamiętam wielokrotnie, że budzę się w nocy, często robię wtedy głupoty jak po zolpidemie, to rysa po jednym "eksperymencie", nieokontrolowanym przyjęciu wielu substancji psychotropowych w amnezji.

Jak najmniej GABA przed snem, a uratuję się...

Więzienie mego ciała, które zbawione ketaminą, zanalgetyzowane fundowało psychice przez tydzień od ostatniego użycia piękny stan... (jeszcze opiszę).


Upadek całkowity. Nastał po tym wszystkim. W końcu. Wszystko po staremu, misspill...

Wortioksetyna rozregulowała mi i tak wyjebiście rozwalony tryb życia, że normalsi sobie tego nie wyobrażają. Nie wstaję w dzień, żyję w nocy, obczajając coś na fazie lub tracąc całkowicie zainteresowanie wszystkim i położenie się z modlitwą, by znowu nie było tych potów, które będą niczym ziarnko grochu już i tak w niewygodnym, bo depresyjnym łóżku.

Samotność ciągła i permanentna, poza chwilowymi odlotami, w których ciągnie mnie do ludzi. Monologi na msg, odbiorcy mówią, że to SPAM.

Znam to spektrum, od podesrywania się, totalnej podległości i płaczu do agresywnej, niszczycielskiej siły i drażliwości...

Czasem siedzę i tak sobie zastygam, nie chcę się rozwijać, znowu, chwilowy wzlot motywacji, aspiracji i upadek, w to gówno co znam 95% czasu. Objawy negatywne schizofrenii.

Życie w nocy od dwóch tygodni, rozwijanie ciekawych, pojebanych zainteresowań.

Wstałam w nocy, poranek, kiedy wszyscy kończą dzien, mój nowy poranek. Ściska mnie gardło, chce się ryczeć po klonazepamie 2mg, bez wielkiej tolerki. Ściska za wszystko, za utraconą rok temu Matkę, sieroctwo i spaprane życie.

Taki tryb życia pewnie oprócz mnie zna wielu, w samotni, klepiąc w łóżku na komórce, doglądając roślinę, kosząc rentę bezwstydnie od Państwa.

Mieszkam w 2k miejscowości, jednej z najbiedniejszych okolic, nawet jakbym chciała pracę, 20-8? To nie ma. Dilować można zawsze ale to dla mnie nie do przebrnięcia, bo to nie praca, nie chcę się pogrążyć.

Lecą te młodzieżowe amerykańskie rapsy, identyfikuję się z lilem peepem kiedy tak leżę skulona na boczku, smutam, tzn. Nie identyfikuję z dzieciakiem, który tekścił za kasę, jeszcze ponoć całkowoty fałsz i zaćpał się bo żarł jak dzik nieznany subs. Identyfikuję się z tym spokojnym, nie do końca pesymistycznym, smutaśnym brzmieniem totalnego debila przedawkowania.

Katharsis było ściemą. Znów cierpię traumami, nad problemami. Tymi zwyczajnymi.

Bryzę?

Tę bryzę czuje po dragach, jestem bezużytecznym społecznym gównem. Daj mi odlecieć, dziwko. Wiem jak to jest po drugiej stronie.


Już tam chcę i jestem dopuszczona. Bezzmysłowa ulga!


Pozdro.


Brak jedzenia.



Komentarze